Powody mogły być przeróżne, ale właściwie to każdy z nich był oczywisty w swej prostocie, a przynajmniej tak wydawało się Rohanowi: potrzeba dogłębniejszego przestudiowania anatomii męskiego ciała, chęć przygody, którą musi mieć w sobie protagonista każdej dobrej historii, upewnienie się w swoich talentach i niezaprzeczalnej charyzmie.
W KGW Zbytków rozpoczęły się Warsztaty Decoupage prowadzone przez Urszulę Dawiec. W środę 8 marca w salce pojawiło się ponad 20 osób zainteresowanych sztuką zdobienia. Uczestnicy z wielkim zaangażowaniem zajęli się I etapem ozdabiania styropianowych jaj oraz przeróżnych przedmiotów, które ze sobą przynieśli. Chcąc nadać im odpowiedni „szlif” szkolący się wygładzili powierzchnię przedmiotów, następnie malowali ją białą farbą. Czekając aż rzeczy wyschną, obecni zajęli się mozolną pracą wyrywania motywów z papierowych serwetek. Następnym krokiem było pomalowanie wszystkiego kolorową farbą. Pod czujnym okiem Pani Usi przedmioty powoli nabierały odpowiedniego wyglądu, jaki powinny mieć po I etapie prac. Szkoląca odpowiadała również na pytania dotyczące decoupage, a także zdradzała sztuczki, które pomagają w osiągnięciu pożądanego efektu finalnego każdego zdobionego przedmiotu. Wszystkie materiały szkoleniowe zapewniło KGW, zorganizowało także słodki poczęstunek. Kolejne zajęcia odbędą sie w poniedziałek 13 marca o godz. 17:00. Zapraszamy! Fotogalerię przygotowała Alina Wawrzyczek. Ewelina Szczepańska

W dzisiejszym filmie dowiecie się m.in. skąd wzięła się nazwa ZdrutuZuzu oraz poznacie właścicielkę firmy która robi dla Was te wszystkie przepiękne rzeczy.

Utworzono: 2013-06-12 „Poczekaj aż nauczy się chodzić – wtedy to się zacznie!”- podejrzewam, że każda matka niemowlaka skarżąca się innej, nieco bardziej „doświadczonej” matce na to, jak mało ma czasu dla siebie zajmując się dzieckiem, a wyjście na zakupy oraz inne wcześniej prozaiczne czynności są wręcz czasem niemożliwe, słyszała ten komentarz. I wtedy od razu robi się lepiej – no tak na razie to ja mam „szczęście” :). No cóż – nie do końca tak długo się czeka na to „zaczęcie”. Moja czteromiesięczna Ola zrobiła mi wczoraj niespodziankę. Wystarczyło, że na chwilę spuściłam ją z oczu, kiedy leżała na macie edukacyjnej – i wybrała się na mały spacerek (na pleckach odpychając się nóżkami) po pokoju i gdyby nie ława, zapewne powędrowałaby pod samą ścianę;). Złapana przeze mnie na „gorącym uczynku” zrobiła minę niewiniątka mówiącą „No co? Ja tak tylko na spacerek...”. Nie groziło jej na szczęście żadne niebezpieczeństwo, ale możecie sobie wyobrazić moje zdumienie, kiedy wchodząc do pokoju małą zamiast na macie, zobaczyłam kawałek dalej pod ławą. Wtedy zrozumiałam, że tak naprawdę nie muszę czekać, aż zacznie chodzić, żeby mieć więcej „atrakcji” niż dotychczas:) Rafciu zażyczył sobie marynarkę, Franek też by chciał, ale udało mi się zbyć go obietnicą przyszłego roku jak tak dalej pójdzie to będ marta26421 - zaczęła sie od konkretnych argumentów,czyli od uchwał podjętych na zebraniu sprawozdawczym i od przedsiębiorstwa wpłaty zaległych zaliczek począwszy od to szefostwo firmy przysłało mi pismo,że wnoszą o zwołanie zebrania i proponują 3 zmiany : - zmianę zarządu (czyli odwołanie mnie) -nowe stawki na zaliczki(zmianie uległa tylko jedna stawka i to o 5 gr) -wyłączenie części budynku z kosztów utrzymania nieruchomości mnie odwołać ze stanowiska przewodniczącego wspólnoty i wsadzić na to stanowisko kierownika propozycja na pewno przejdzie,bo mają 90% udziałów i sami to jeszcze dwóch moich "kochanych" sąsiadów,którzy chętnie się do ich krucjaty także wprowadzenia uchwały o wyłączeniu części budynku z budynek ma ok. 4 tys. powierzchni a "nasza" część tylko 620 , z tym,że w naszej części "oni" też mają swoje pomieszczenia. Chcą być współwłaścicielem tylko w tej małej części. 51K views, 155 likes, 2 loves, 114 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Hotel Paradise TVN7: No to się zaczęło
Rozpoczęły się zbiory porzeczki czarnej, a tym samym rozpoczął się skup tych owoców przez pośredników. Co prawda przetwórnie ruszą pełną parą dopiero w przyszłym tygodniu, jednak już teraz widać, że to nie będzie dobry sezon dla producentów porzeczki czarnej. Obawy plantatorów powoli stają się rzeczywistością. Nie dość, że ze względu na wiosenne nawałnice i gradobicia zbiory owoców będą niższe, to jeszcze ceny daleko odbiegają od poziomu akceptowalnego dla producentów. Opłacalność produkcji porzeczek czarnych staje pod dużym znakiem zapytania i wielu plantatorów zastanawia się nad wykarczowaniem plantacji i przebranżowieniem. Cóż się im dziwić, skoro ceny skupu czarnej porzeczki wahają się obecnie od 1,20 zł do 1,80 zł za kilogram. Ciekawa sytuacja ma miejsce także w przypadku porzeczek czerwonych. Odkąd czarna porzeczka trafiła do skupu ceny porzeczki „kolorowej” znacznie spadły i obecnie większość firm płaci za nie nie więcej jak 1,50 zł/kg. PODOBNE Tydzień temu rozpoczęły się zbiory porzeczki czerwonej. Pierwsze ceny za te owoce były w skupach bardzo niestabilne i zróżnicowane. Obecnie jednak sytuacja zaczyna się zmieniać, a ceny klarować i stabilizować. czytaj dalej Zbliżają się zbiory porzeczek. W związku z tym 29 czerwca odbyło się posiedzenie Członków Krajowego Stowarzyszenia Plantatorów Czarnych Porzeczek, którzy po ocenie bieżącej sytuacji przyjęli następujące stanowisko: czytaj dalej Zaczyna się długo oczekiwany sezon porzeczkowy. Od kilku dni pierwsze skupy kupują porzeczkę czerwoną. W przyszłym tygodniu handel tymi owocami rozpocznie się na dobre. czytaj dalej O perspektywie uprawy czarnej porzeczki opowiada Marian Gąsior, prezes Sieradzkiego Zrzeszenia Producentów Owoców. czytaj dalej Zdaniem członków Stowarzyszenia Plantatorów Czarnych Porzeczek informacje na temat dobrej kondycji wszystkich roślin po zimie są przesadzone i mało precyzyjne. czytaj dalej Bądź zawsze na bieżąco! Otrzymuj powiadomienia o kluczowych zmianach na rynku - zapisz się do naszego newslettera!

No i się zaczęło.. Nie spałem całą noc. Złapałem grypę jelitowo-żołądkową. Jestem bardzo zmęczony, boli mnie gardło od wymiotów i najlepiej bym poszedł spać.

Welcome!Log into your account Twoja nazwa użytkownika Twoje hasło Odzyskaj swoje hasło Twój e-mail '); (adsbygoogle = || []).push({}); } Zrobiło się cieplej, naród ruszył nad jeziora. A jak cieplej to narodowi pić się chce. Każdy normalny człowiek wychodzi z założenia, że w miejscach wypoczynku można się napić nie tylko oranżady. Piwo? Czemu nie! Otóż nie! W tzw miejscach publicznych pić piwa nie wolno. Na plaży miejskiej nawet palić nie można poza miejscami do tego wyznaczonymi. Pisaliśmy już o tym na naszym portalu stwierdzając, że wszelkie tego typu zakazy to gruba przesada, a warszawski sąd uznał, że picie piwa na stołecznych bulwarach wiślanych jest dozwolone. Zrobiło się ciepło, więc olsztyńska policja ze strażą miejską pod rękę ruszyła na łowy. Oczywiście najłatwiej upolować pijącego na plaży miejskiej i to w miejscu ustronnym, wręcz wymarzonym do wypicia kufelka piwa. Mowa o platformach widokowych położonych w lesie nad jeziorem. Policja tam czatuje za krzakami i wlepia mandaty nieustannie. Ale oto rodzi się pytanie czy może tak robić. Czy na platformach widokowych picie piwa jest zabronione? Warto, aby jakaś organizacja pozarządowa przyjrzała się problemowi i może poszła z tym do sądu. Od strony prawnej jest wiele wątpliwości, które powinny być interpretowane na korzyść pijącego piwko (jak na warszawskich bulwarach) ponieważ do miejsc publicznych zaliczamy: place, ulice i chodniki stałe szlaki turystyczne obszary kolejowe, pasy drogowe dróg publicznych, drogi wodne z brzegami oraz dostępne dla ogółu tereny portów i przystani, tereny lotnisk cywilnych, tereny zieleni użytku publicznego, jak parki, skwery itp. cmentarze i inne obiekty związane z upamiętnieniem walki i męczeństwa narodu polskiego, wnętrza obiektów budowlanych użytku publicznego oraz przynależne do tych obiektów ogrody i dziedzińce dostępne dla ogółu. Czy platforma widokowa położona w lesie jest w świetle prawa miejscem publicznym? No i się zaczęło ! Jedna z największych części naszego projektu ruszyła ! A więc wszystkie ręce na pokład ! Kto ma chociaż troszkę czasu i chce go zostawić Polonii, mile widziany na stadionie !
No i zaczęło się... Co prawda już z wieczora coś zwiastowało w kościach zmianę pogody, ale gdy z rana podejrzenia stały się faktem - wcale nie poczuł się dobrze. Zima przecież cieszy tylko dzieci, dorosłych znacznie drodze Tym bardziej gdy się przegapiło stosowny czas i nie zadbało o opał. Nie ma gorszej rzeczy niż wyziębły dom, brak żaru pod blachą, pustka w drewutni. Ale cóż? Kiedyś takie sprawy załatwiało się od kopa, bez problemu. Nie ma węgla w geesie? I nawet rebucha do łapy placowego nie pomoże? Brało się wóz, konia, jechało do lasu. Człowiek nie musiał wiele kombinować: każdy we wsi chętnie pozwalał wyzbierać ze swojego zagajnika wszelki posusz, a i brzózki wyciąć nie bronił. Chciało się z państwowego? Leśniczy wystawiał asygnatę, wskazywał, co ciąć i gdzie - zostawało tylko robić. A potem - jaka to była radość! Strącić klocki pod chałupą, pociąć pilarką na mniejsze, a na cyrkularce - jeszcze drobniej; i na koniec, kiedy sterta urosła pod dach, stanąć z dobrze naostrzoną siekierką przy pniaku - i rąbać, rąbać do upojenia. Mógł mróz złapać, mógł wiatr się zerwać, a człowiekowi nic nie szkodziło. W samej koszuli stał - i ciupał te kawałki na szczapy, poręczne do włożenia pod blachę. Rozgrzewała go praca i rozgrzewała świadomość, że dzięki temu, co teraz właśnie robi, chłód mu przez całą zimę nie dokuczy. Ale to było kiedyś - bo teraz ze wszystkim gorzej. Mógłby nakupić węgla - na każdym składzie leży go, skolko ugodno - ale z jednym bieda: za co? Mógłby też poprosić kogoś, żeby przywiózł drewno z lasu, połupał je, zniósł do drewutni czy wręcz do sieni - tylko kłopot ten sam: kolegów, których nie wstyd prosić o przysługę, nie ma, a obcym wstyd nie zapłacić. Brzydki czas przyszedł na człowieka, bardzo brzydki. Wszystko jest, o wszystko łatwo, ale wszystko kosztuje. A tu pieniędzy brak... To już nie ten czas, że praca szukała ludzi, a ludzie przebierali w stanowiskach. Wybrzydzali: to dojazd niewygodny, to deputatów mało, to kierownictwo o personel nie dba... Porównując z dzisiejszym, niby nikt nie miał dużo forsy, ale jakoś jednak więcej niż teraz. Narzekali, jęczeli - a wszystkich było na wszystko stać: domy stawiali, kupowali meble, motocykle, potem samochody. Wiadomo: było inaczej. Nie widziało się prawdziwych bogaczy, ci zaś, co dookoła, mieli podobnie, więc żyło się lżej, bez zawiści, bez rozczarowań, bez kompleksów. No i weselej: jak zaczynała się zima, nadchodził czas spotkań i zabaw. Nikomu nie chciało się siedzieć samotnie w chałupie, gapić na żonę, przeganiać dzieci - bo lepiej było iść bodaj do sąsiada. Zagrać w karty, wypić coś czasem, pogadać, powspominać, poopowiadać różności i wysłuchać opowiadań. A kiedy się większa gromada zeszła - to i potańczyć nawet. Umieli się kiedyś ludzie bawić. I żyć umieli. Nie patrzyli tak koso na siebie. Pewnie, zawsze byli we wsi tacy, których większość nie darzyła sympatią, którzy mieli w sobie to coś, co sprawia, że jeden rodzi się na kierownika a drugi robola, tę umiejętność przewodzenia, narzucania swojego zdania - ale wtedy można było ich nie zauważać. Człowiek żył w takiej niezależności: w pracy nie przejmował się opinią, bo przyjeżdżał tam tylko na osiem godzin, we wsi też go byle co nie ruszyło, bo do wsi wracał żeby zjeść, porobić w polu i przespać się. Ewentualnie spotkać po sąsiedzku. A dziś? Wszystko inne... Tylko zima jednakowa. A ta, co idzie, chyba będzie chłodna. Opału przecież brak... (HAUS)
93 views, 7 likes, 9 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Rea Kesef PL: No i się zaczęło
Na mecie połówki w Unisławiu A właściwie się zaczęły - przygotowania do maratonu. Zastanawiałem się, w którym z jesiennych maratonów wziąć udział, w grę wchodziły Warszawa, Wrocław i Poznań. Wrocław odrzuciłem na samym początku, daleko, a w dodatku jest najwcześniej z tej trójki, 15 września. Pamiętam, że poprzednie maratony we Wrocławiu rozgrywały się w upale, a to niemal automatycznie zabija szanse na wykręcenie dobrego czasu. A ja nie chce tylko dobiec, ale nakręcić fajną życiówkę. Za moim ostatecznym wyborem - Poznaniem- najbardziej przemawia to, że jest po prostu blisko. Do tego w Warszawie z pewnością na trasie będzie większy tłok, a tego mi nie trzeba. Zatem 13 października o wystartuję w swoim drugim maratonie. Ale najpierw trzeba swoje wybiegać... Treningi pod maraton zacząłem w poniedziałek, różnią się przede wszystkim tym, że pozbawione są cięższych jednostek. Oznacza to, że mniej więcej do końca lipca, ewentualnie do połowy sierpnia wyrzucam ze swojego planu treningowego rytmy i interwały, a zamiast nich pojawia się długie, monotonne bieganie. Wiosną przyniosło to efekty, biegałem dużo szybciej, pobiłem wszystkie swoje życiówki. Mam nadzieję, że tym razem tak będzie. A przede wszystkim, że złamię 3h w maratonie, bo taki jest mój cel. Do kwietniowego maratonu przygotowywałem się według planu z tym razem zamierzam biegać po swojemu. Tamten plan nie był zły, ale teraz chce trochę na sobie poeksperymentować. Zobaczymy co z tego wyjdzie, na pewno część jednostek treningowych się powtórzy, ale zamierzam z czasem dodać to, czego w tamtym planie zabrakło - interwały i rytmy, ale to dopiero w przyszłym miesiącu. Dzisiaj natomiast miałem w planie zrobić długie wybieganie, nie planowałem konkretnej ilości kilometrów czy czasu. Z czasem pewnie będą to 2h, później trochę więcej, ale od czegoś trzeba zacząć. Biegło mi się dobrze, do 15stego kilometra było naprawdę lekko, może dlatego, że starałem się pobiec według trasy którą zaplanowałem sobie dzisiaj przebiec. Dotychczas długie wybiegania robiłem w mieście, dziś natomiast pobiegłem do Łochowa, zahaczając wcześniej o Murowaniec, Lipniki i Drzewce. Ciekawa trasa, szkoda tylko, że czasami musiałem biec drogą, ale samochody które mnie mijały mogę policzyć na palcach jednej ręki. O dziwo biegłem dosyć żwawym tempem, średnio po 4,33min/km. Całkiem nieźle, tym bardziej że jest to pierwszy tydzień w którym wróciłem do dłuższych treningów. Tygodniowy kilometraż zatrzymał się na 97 kilometrach, dawno tyle nie biegałem, ale w przyszłym tygodniu zamierzam się poprawić i setka powinna pęknąć. Szymon Redlin - Sołtys Jastrzębiej Góry. · August 26, 2016 ·. No i się zaczęło, słońce, bezchmurne niebo i III edycja festiwalu whisky w Jastrzębiej Górze. +10. All reactions: 51. 3 comments. 14 shares.
Tydzień przedszkola minął spokojnie a tu w poniedziałek zaczęło się. Dzieciaki wróciły zgrzane, zakatarzone i w nocy gorączka. Ale szybko dostały po syropku i witaminkach i we wtorek mogli znów iść do przedszkola. Niestety ale takie uroki, zawsze jakieś dziecko przyniesie wirus i zarazi inne. Wczoraj pogoda wspaniała była myślałam, że dziś zrobie dużo rzeczy na polu i okna przez zimą chciałam umyć ale niestety deszcz i deszcz. Udało mi się zabić tylko 2 kaczki na sprzedaż oczywiście, ktoś będzie cieszył się pysznym rosołkiem. Prawie zdążyłam przed ulewą. Niestety nie mam za bardzo gdzie skubać ptaków, więc robiłam to na polu. Zostały jeszcze 4 ale mam zamiar dokupic jeszcze 10 kaczo-gęsi. Do zimy prawie się uchowią. A w następną sobotę wielka uczta świniobicie- będzie dużo mięska i wyrobów. Wkleję na pewno zdjęcia z pysznych wyrobów. Zapasy na zime trzeba zrobić, ale jest w czym wybierac. Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających.
4.7K views, 35 likes, 0 loves, 1 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from BAJKA DISCO CLUB Rzeszów: No i się zaczęło lecimy na całego :D Kolejne video z koncertu MARKUS P dla Was kochani :) Spędziłam upojny weekend na uczelni 🙂 Chciałam robić doktorat, to mam… Nie, nie narzekam, wcale a wcale. Nawet mimo tego, że strasznie mi się nie chciało wstawać o 5 rano. Ale niektórzy mają gorzej – koleżanka z grupy musiała wstać o 2… Bez komentarza. A zajęcia? Właściwie jak zajęcia. Pierwsze, czyli Elementy prawa w oświacie (or smthing) okazały się bardziej spotkaniem organizacyjnym. No i git, bo dowiedziałam się co nieco. Na koniec dostaliśmy temat do napisania na zaliczenie. Deczko abstrakcyjny, ale coś trzeba będzie z tym zrobić. Może ktoś mi pomoże odpowiedzieć na jedno z pytań – np. kiedy kandydat staje się doktorantem? 🙂 Szkolenie BHP odbyło się bezboleśnie, ale pan prowadzący nie raczył wcześniej skończyć… Natomiast pan profesor K. nie tylko przyleciał wcześniej, ale jak już zaczął gadać, to nie bardzo dało się go zrozumieć. Mniej więcej co trzecie słowo dało się załapać… On jeszcze nam nie dał zadania zaliczeniowego, bo stwierdził, że musi najpierw się zapoznać z naszymi pomysłami na doktorat. Strach się bać co wymyśli… W sobotę zdecydowałam się urwać nieco wcześniej, bo już miałam dość. Pan profesor się nie obraził 😉 A ja udałam się do hotelu, zjadłam kolację, napiłam się Bolka z colą i poszłam spać. O Chyba rekord świata, jak na mnie. Hotel W. w ogóle okazał się całkiem przyjemny, aczkolwiek pokój był chłodny, więc dostaliśmy dmuchawę. Natomiast muszę pochwalić restaurację, bo jedzenie było dobre, tanie i na uwagę o przesolonym łososiu dostałam gratis drinka, a łosoś został odliczony od rachunku. Za to zupa dyniowa z płatkami migdałów była cudowna! A i drink nie żeniony 😉 Więc zarezerwowałam dwa kolejne noclegi w tym samym hotelu i pewnie w styczniu zrobię rezerwację. Tym bardziej, że dojazd jest super. W niedzielę spóźniłam się na zajęcia, ale dobry człowiek dał odpisać co mamy zrobić na zaliczenie 🙂 Tym razem recenzja książki… Zamówiłam wczoraj i czekam na dostawę. Zajęcia w niedzielę skończyły się dla mnie przed 14, więc udałam się do Magnolii, co by trochę pobuszować. Skończyło się na nowej bransoletce, notesie, klawiaturze do iPada i piernikowej kawie 🙂 O mało co bym kupiła drugiego tableta, ale się powstrzymałam, bo przypomniało mi się, że muszę za hotel zapłacić, jak będę rezerwowała. Tęskniłam w weekend za Stefanem, bo bardzo szybko się przyzwyczaiłam do jego żółtych, szmacianych ramion, które mnie unoszą do nieba 😉 Na koniec, co nie znaczy że jest to najmniej istotne, pochwalę się moją własną osobistą asystentką. Spotkałyśmy się w sobotę rano i myślę, że szybko się polubiłyśmy – przynajmniej ja tak myślę 😉 M. okazała się przemiłą, fajną osobą, która robi mi np. notatki (bo się okazało, że mi ręka zamarzła), plotkuje, chodzi ze mną na przerwy i ogólnie jest fajnie 🙂 Fajnie by było, jakby została ze mną do końca studiów, ale to pewnie mało prawdopodobne. Więc póki co jestem zadowolona z jej obecności 🙂 Tym bardziej, że wie co robi i ma doświadczenie w pracy z niepełnosprawnymi. Tak więc chyba mogę śmiało powiedzieć, że jestem doktorantką, chociaż póki co zajęcia przypominają mi każde inne studia. Tylko grupa jest ciut bardziej zaawansowana wiekowo, niż ci na mgr albo licencjacie. No i dobrze. Czekam na ciąg dalszy 🙂 Opublikowano 19 listopada 2013 Zobacz wpisy .
  • vry6bov2ll.pages.dev/306
  • vry6bov2ll.pages.dev/972
  • vry6bov2ll.pages.dev/902
  • vry6bov2ll.pages.dev/10
  • vry6bov2ll.pages.dev/572
  • vry6bov2ll.pages.dev/25
  • vry6bov2ll.pages.dev/518
  • vry6bov2ll.pages.dev/296
  • vry6bov2ll.pages.dev/836
  • vry6bov2ll.pages.dev/190
  • vry6bov2ll.pages.dev/91
  • vry6bov2ll.pages.dev/615
  • vry6bov2ll.pages.dev/555
  • vry6bov2ll.pages.dev/563
  • vry6bov2ll.pages.dev/172
  • no i się zaczęło zippy